„Wojna i pokój”
Kazimierz Brakoniecki
Tekst wygłoszony w czasie 'Wieczoru Solidarności z Przyjaciółmi z Ukrainy” zorganizowanego przez Fundację Borussia i Stowarzyszenie Wspólnota Kulturowa „Borussia” w Olsztynie, 4 III 2022 r.
Dwunastoletnia wnuczka pyta, czy wybuchnie wojna światowa. Interesuje się historią, uczy się pilnie do szkolnej olimpiady, wie, że agresywne wojska rosyjskie otoczyły Ukrainę. Odpowiadam, że wojny były, są i będą, bo człowiek jest nieobliczalny w czynieniu dobra i zła, że są ludzie i państwa szczególnie agresywne, czemu sprzyjają określone okoliczności wewnętrzne i zewnętrzne. Jednak wojna światowa z użyciem broni atomowej jest niemożliwa, gdyż w taki przypadku cała ludzkość by zginęła, więc nie opłaca się taka wojna nikomu, żadnemu agresorowi, chyba że kompletnemu szaleńcowi, który przekroczyłby granice racjonalnego rachunku „za i przeciw” oraz humanitarnego współodczuwania. Większym zagrożeniem dla planety są katastrofy naturalne z powodu zmian klimatycznych. Nie musisz się Jagno bać, mówię, a wnuczka wraca do ukochanego smartfonu, a ja się dalej smucę, bo samo postawienie takiego pytania przez dziecko jest znakiem, że żyjemy w niestabilnej, irracjonalnej, nieprzewidywalnej epoce zamętu, chaosu, niepewności w coraz słabiej zgodnie bijącym sercu Europy.
Minęły tygodnie, jest początek marca 2022 roku, imperialna Rosja, w stylu wyrachowanego w swym szaleństwie Hitlero-Putina, atakuje od kilku dni bezczelnie Ukrainę, jak Hitler onegdaj Czechosłowację, Polskę, Francję, jak ZSRR Polskę czy Finlandię, a następnie po latach Węgry, Czechosłowację, Afganistan. Wszystkie europejskie potęgi imperialne kończyły swoje panowanie wojnami: Francja w Wietnamie i Algierii, Wielka Brytania w Azji i Afryce, ale też i w Irlandii, Hiszpania w Ameryce Łacińskiej i Południowej, Włochy i Niemcy w Afryce… Rosja i Związek Sowiecki swoje imperium oparli na kontynentalnych podbojach w Azji i Europie – za despotycznych carów i zbrodniarza Stalina było to ogromne apogeum mocy: totalne więzienie narodów, wielkorosyjski nacjonalizm, militaryzacja umysłów, systemowa despotia, feudalne niewolnictwo, rosnąca nienawiść do zmieniającej się pod wpływem kapitalizmu łacińskiej Europy symbolizowanej demokracją parlamentarną, powszechną oświatą, prawami obywatelskimi. Nikt nie wierzył, że carska despotia rozpadnie się, a jednak we krwi upadła, a na jej gruzach powstała jeszcze większa antydemokratyczna tyrania. Nikt nie wierzył, że komunistyczno-niewolnicze imperium sowieckie rozpadnie się pod koniec XX wieku, a jednak tak się stało ku zdumieniu całego świata. Jednak po jelcynowskich latach pijanej pokuty, skacowanej smuty, mafijnego rozkradania majątku państwa przez byłą i nową elitę rozkładającego się gospodarczo-politycznego systemu, objawił się opatrznościowy, pozornie skromny i na pewno już cynicznie kombinujący oficer-kagiebista Putin, Gazputin, Caroputin, początkowo nieśmiałe, ale zaraz buńczuczne wcielenie wampirycznej żądzy zemsty i odwetu za niesprawiedliwy upadek imperium ZSRR, sowieckiego państwa-łagru, nad którym czerwona gwiazda przebita sierpem i młotem nigdy nie zachodziła. Ale teraz mamy do czynienia z jawnie prezentującym swoją pogardę dla wolnego życia i szczęśliwej ludzkości, naszpikowanym rakietami botoksu kremlowskim Drakulą. Boję się, że sama zmiana Putina na innego nacjonalistę wszechrosyjskiego, chociaż na szczęście mniej szalonego i agresywnego, niewiele zmieni w sytuacji Europy Wschodnio-Środkowej. Do tego trzeba przegranej przez Rosję wojny albo spowodowanej działaniami moskiewskiego rządu apokaliptycznej katastrofy finansowo-gospodarczej, albo też wyjątkowego zagrożenia ze strony Chin przez Syberię, na co jeszcze się nie zanosi. To kwestia strategiczna rywalizacji USA-Chiny i odległa nieco w czasie. Ale pewna…
Nikt na demokratycznym Zachodzie nie chciał w Putinie dojrzeć przestępcy, cynicznego i wyrachowanego polityka przemocy, dążącego coraz bardziej otwarcie do rekonstrukcji mapy Europy, bo przecież najważniejsze są handel, pieniądz, surowce; bo bez „rozumianego jakoś ” dyktatora Putina będzie gorzej, bo lud rosyjski go uwielbia, nie zabija przecież na ulicach, daje zarobić i emerytury podniósł; pompuje ropę i gaz na Zachód, a nuż zasmakuje w dobrostanie i strzelać będzie tylko ropą do rury albo gdzieś tam w tajdze ze złotej procy do porannej gwiazdy, jadąc na oklep na reniferze lub tygrysie.
Niestety, zagłaskiwany przez Schrödera, Merkel, Berlusconiego, Obamę, Trumpa, Macrona i wielu innych, Putin coraz śmielej ujawniał swoje imperialno-terrorystyczne zamiary, zastraszając i likwidując niezależnych dziennikarzy, polityków, niezależne od władzy organizacje społeczne, atakując Czeczenię, Gruzję, Krym, Donbas, a teraz już bezwstydnie całą niepodległą Ukrainę. Spodobało się to radykalnej lewicy i radykalnej prawicy europejskiej: oto jak należy dbać o własne, narodowo-polityczne, interesy! Mocny człowiek! I nasi domorośli i zapiekli w grach partyjnych politycy populistyczno-autokratycznej partii rządzącej, jak przykładowo Kaczyński, Macierewicz, Duda, Ziobro, Szydło, Morawiecki, Kamiński, bezwzględnie podważając w Polsce reguły praworządnej demokracji i postępowe, służące dobrostanowi kraju, idee Unii Europejskiej, spotykając się hucznie i głupio z reprezentacją radykalnej prawicy europejskiej (symbolami są Orban i Le Pen, ale nie tylko oni), świadomie działali dla dobra Putina, nienawidzącego zjednoczonej Europy i demokratycznej, suwerennej Polski. Powinni być m.in. i za to krytycznie i publicznie ocenieni (ale i osądzeni), chociaż teraz podobno przejrzeli na oczy. Oby! Lepiej późno niż wcale. Oby ta zgoda polityczna ponad podziałami z powodu wojny, która może się rozlać co najmniej na Europę Środkowo-Wschodnią, nie zamazała nam fundamentalnych różnic w ocenie zjawisk humanitarnych i społeczno-politycznych.
Putinowi inteligencji starczyło na tyle, aby oszukiwać, przekupywać, straszyć nierozumiejących szaleństw absolutnej władzy mieszczańskich i krótkowzrocznych (do następnych wyborów) polityków „zgniłego” Zachodu. Starczyło mu cynizmu, sprytu i wszechmocy, aby splątać polityczno-korupcyjne struktury państwa z bezwzględną mafią finansowo-kryminalną, żeby zmęczone, ale i znieprawione, prawosławie uczynić orężem nacjonalizmu imperialno-państwowego. I w końcu nadeszła długo oczekiwana era scalania wszystkich ziem słowiańsko-prawosławnych, tak jak onegdaj bywało, począwszy od Iwana Groźnego, Piotra I, Katarzyny II. To nic, że mamy cybernetyczny i wirtualny XXI wiek, imperialna Rosja potrafi zmieniać realną rzeczywistość!
Niepotrzebna do tego zbierania „ludzi, ziem, idei” okazała się demokracja, społeczeństwo obywatelskie, rozumne i tolerancyjne dochodzenie do społeczno-politycznego konsensusu opartego na prawdziwie wolnych wyborach, samorządności, praworządności, szacunku dla praw człowieka i obywatela. Bo i po co. Społeczeństwo wszechrosyjskie przecież lubi, jak władza jest silna, bo obce państwa jej się wówczas boją, bo szacunek opiera się na sile i gotowości do wyrządzania zła. To prawda, że dostajemy w dupę knutem, ale mniej i trochę marchewek (propagandowych) także. Zresztą chętnie sami obcym oddajemy w twarz tym knutem, ponieważ na tym polega równość, żeby bić równo i na zmianę, aby ofiara miała tę możliwość, żeby zostać katem. Albo odwrotnie.
Nigdy Rosja, ta postsowiecka, nie rozliczyła się ze zbrodniczym ustrojem leninowsko-stalinowskim, który sama sobie narzuciła w amoku nienawiści zemsty, moralnej paniki – zresztą zrozumiałej bacząc na efekty wieloletniej carskiej represji i niewoli. Demokracja nigdy nie przyjęła się w Rosji, więc uznano, że nie jest dla Rosjan czy innych wschodnich Słowian. Wystarczy, aby autokrata nie był mordercą, aby był jakoś tam w miarę światły, a będzie dobrze i bezpiecznie…, chociaż pod ścisłym nadzorem i kontrolą służb. Co zrobić dobrego dla milionów zdemoralizowanych, ulepionych propagandą wielkości narodowej, rasowej, państwowej ludzi, jak stworzyć z masy ludzkiej społeczeństwo, kiedy ich państwo opiera się na wielowiekowych fundamentach despotii wspomaganej niewolniczą religią czy ideologią poddaństwa? Kompleks wyższości wymieszany z poczuciem niższości? Apokaliptyczna potrzeba samoponiżenia i wywyższenia jednocześnie? Zbrodnia i Kara. Psychopatyczny Dostojewski? Nie tylko, bo i Lenin, Trocki, Stalin, Beria, Chruszczow. Breżniew. Ale i Achmatowa, Mandelsztam, Sołżenicyn, Szałamow, Brodski. Dzielą ich poglądy polityczne i biografie, lecz łączy niestety jedno: kult imperialnej Rosji, która ma większe niż inne państwa czy kraje do „lepszego bardziej wzniosłego” cierpienia, a więc i do patologicznej dominacji nad światem. Ta misja była i jest niebezpieczna. Cóż, Niemcy – kolejny (a mający wpływ na Rosję ogromny) naród apokaliptyczny w historii – na niej się sparzyli. A Rosjan to dopiero czeka. Gorzej, że dogorywające imperium postkolonialne może zniszczyć całą planetę…
Jednostka zerem, kolektyw wszystkim – Majakowski! Czyżby? Skąd więc ten ikoniczny kult silnie panujących, najczęściej zresztą dyktatorów, psychopatów, zbrodniarzy, imperialistów? Czy to z tych powodów ponownie spontanicznie budowane są nowe pomniki Stalina przez ludność miasteczek i wsi? Nie ma więc żadnej nadziei, że to państwo rozliczy się bezkompromisowo ze swoim zbrodniczym dziedzictwem? Przecież z tym mieli problemy przez dziesięciolecia Niemcy, którzy zresztą zostali do tego zmuszeni totalną przegraną w II wojnie św. Człowiek sowiecko-wielkoruski przetrwał, kat i ofiara w jednym, wielki zbawca ludzkości, a teraz wzmocniony dyktaturą pamięci świętego imperium carskiego i zwycięzcy w II wojnie światowej, wraca do łask i na pole wojny w imię reakcyjnych, archaicznych resentymentów indywidulanych i zbiorowych…
Właśnie wojny, bo do szczęścia putinowskiej Rosji brakuje tylko jednego elementu. Odbicia ziem utraconych, i to czystą siłą. Białoruś – rządzona przez tyrana postsowieckiego Łukaszenkę, narcystycznego mitomana o sowieckiej duszy – w zasadzie jest już wchłonięta, detale się nie liczą. Pozostaje wolna Ukraina, serce Rusi i Rosji z Kijowem, sercem wszystkich miast ruskich i rosyjskich, która w sposób niezrozumiały odmawia wcielenia i stopienia się z wielkim Bratem, wielką Rosją, co jest niepojęte, a teraz już po prostu niewdzięczne, niehonorowe, a nawet nikczemne. Putin musi Ukraińcami wstrząsnąć, bo jakże to, imperium musi wstać z kolan, upokorzone przez Zachód, zjednoczyć swoje wszystkie terytoria, wrzucić ludzi i całe narody w rosyjskie więzienie, które jest tak ogromne jak kontynent wypełniony balistycznymi rakietami kłamstwa, nienawiści i pychy. Dziwne, skąd ci podludzie rusko-małorosyjscy się znaleźli na tym odwiecznym terenie moskiewsko-rosyjskim? Tak wiele im Rosja uczyniła dobra, wprowadziła przemysł, wysoką kulturę, obroniła przed Hitlerem, dała zachodnie ziemie po Polsce, i za co taka niewdzięczność? Przecież bez Rosji Ukrainy by nie było, a może nigdy jej nie było, więc i nie będzie! W chorym mózgu Putina rodzi się potrzeba totalnego zniszczenia tego zbuntowanego i zdradzieckiego plemienia, które odrzuciło szlachetne namowy Rosji do wspólnego siania zła w Europie. Przecież Rosjanie i Ukraińcy stanowią jeden naród, więc wódz ma prawo połączyć to, co się irracjonalnie rozdzieliło i tak samo traktować (gorszych) braci Ukraińców jak czystych Rosjan, czyli jako mięso armatnie, jak ludzi drugiej kategorii, jako masę, którą można pogardzać i niszczyć. Ale skoro nie nadają się na pełnoprawnych członków wielkiego narodu rosyjskiego, który tak cierpiał w historii, żeby móc wreszcie mieć prawo do panowania nad złym światem, muszą za swoją rokosz kozacką zapłacić. Nie po raz pierwszy zresztą. Trzeba tych Ukraińców, którzy nie chcą całować ikony Putina, Stalina, Piotra I czy Mikołaja II, upokorzyć, zmasakrować, wygonić, a na miejscu Kijowa postawić bratnią Moskwę II. A jak się na czas opamiętają i na kolanach przyjdą do cara na Kremlu, to wtedy zobaczymy: może damy im odpowiedniego namiestnika, z Kijowa uczynimy gubernialne miasto, w którym i prokurator, i generał, i pop to będą może dranie i świnie, ale nasze dranie i świnie.
Chwała bohaterskiej Ukrainie!
Chwała zjednoczonej, demokratycznej, silnej Europie!